Nie ma litości
-
DST
185.49km
-
Teren
39.00km
-
Czas
07:48
-
VAVG
23.78km/h
-
VMAX
70.64km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Podjazdy
2170m
-
Sprzęt Author Instinct
-
Aktywność Jazda na rowerze
3.00 pobudka, 4.35 odjeżdżamy pociągiem do Przemyśla, i po co to, ano po to by 4 żądnych konkretnej trasy jeźdźców na swych aluminiowych rumakach mogło wrócić z powrotem do Rzeszowa. Pogoda nie miała litości i wystawiła na próbę nasze układy termoregulacyjne. Na pierwsze poty poszedł podjazd na wzgórze Zniesienie gdzie 3 tygodnie wcześniej nieźle zmarzłem i przemokłem na przemyskim maratonie. Głównie szuterkami jedziemy do Kalwarii Pacławskiej. Na terenowy podjazd niestety nie było jak wjechać. Rzeczka Wiar zerwała mostek a betonowe płyty z brodu wywaliła na brzeg. Podjeżdżamy asfaltem, a następnie niebieskim szlakiem przez łąki i lasy kierujemy się do Arłamowa. Miałem ochotę obejrzeć hotel po remoncie, ale byłem jedyny więc zrezygnowałem. Teraz głównie asfaltem przez Jureczkową do Olszanicy. Grzeje już niemiłosiernie, więc urządzamy dłuższe posiedzenie przy sklepie. Teraz Bezmiechowa, Załuż i wyścig na serpentynce do Tyrawy. Wygrałem, ale było łatwiej bo Miciu zamiast strząsnąć owada z ręki strząsa licznik z kierownicy. Zjeżdżamy w stronę Mrzygłodu by przez Ulucz, trochę szutrem, trochę asfaltem dotrzeć do Dynowa. Tu już poszło konkretne tempo, nie ma litości, cały czas 35 km/h i więcej, do Tyczyna, przez Błażową schodzi jakąś godzinę,ale trzeba przyznać, że wiatr w plecy pomagał.
Dworzec w Przemyślu odremontowany kilka lat temu dalej stoi pustawy © tompi
Trochę Przemyśla ze Zniesienia © tompi
Zjazdy z Kalwarii Pacławskiej czasami odsłaniały widoczki © tompi
Trolle na łące,w tym Miciu z "turbinką" przy plecaku © tompi
Lądowanie w Arłamowie © tompi
Punkt widokowy blisko szczytu serpentyny w Żałużu © tompi
Zasłaniamy trochę widok © tompi
Kategoria Powyżej 100, grupowo