Cyklokarpaty Jasło
-
DST
58.12km
-
Teren
27.00km
-
Czas
02:55
-
VAVG
19.93km/h
-
VMAX
53.96km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
HRavg
171( 89%)
-
Kalorie 2156kcal
-
Sprzęt Author Instinct
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzięki uprzejmości Bogusława, któremu dziękuje za przetransportowanie do Jasła, docieramy sprawnie na miejsce. Szybka rejestracja, przygotowanie do startu i jedziemy.
Przed startem mina jakaś nietęga
Poszli
Początkowe fragmenty prowadzą głównie asfaltami, przecięte krótkimi fragmentami szutrowymi. Na takim asfalcie, na około 10 kilometrze, przed zakrętem nie wiem czy ja za późno hamuję czy koleś przede mną za bardzo dohamował, w każdym razie wjeżdżam w jego tylne koło, tracę równowagę i ratując się przed upadkiem dość mocno uderzam stopą o podłoże przy próbie podparcia i kładę się przy już w zasadzie zerowej prędkości. Zanim się pozbierałem wyprzedza mnie mnóstwo osób. Czuję lekki ból w kostce, trochę to rozruszałem i da się jechać. W pewnym momencie na sztywnym podjeździe nie wiadomo skąd pojawia się przede mną stara ciężarówa-wywrotka, szybko ją doganiam, ale droga jest na tyle wąska, że nie ma jak wyprzedzić, w końcu udaje się to zrobić poboczem, co nawdychałem się spalin to moje.
Asfaltu sporo na pierwszych kilometrach
Na podjazdach pod Liwocz wyprzedzam sporo zawodników i przy Drodze Krzyżowej jadę mniej więcej na tym miejscu na jakim byłem przed upadkiem. Liwocz miło mnie rozczarował, spodziewałem się błota co najmniej po kostki albo i więcej a tu praktycznie sucho. Trochę błota jest w dalszej części trasy, lecz tylko krótkie fragmenty. W okolicy pewnie mniej padało niż w Rzeszowie.
Po wyjeździe z lasu upał daje się we znaki, na szczęście bufety dobrze zaopatrzone choć orgi mogli rozstawić jeszcze jeden z wodą. Tankuję 2 razy bidon do pełna i posilam się arbuzami (idealne na taką pogodę).
Sielsko i gorąco
Przed drugim bufetem dogania mnie pan Marek Gorczyca, mistrz kategorii M5, jedziemy chwilę razem, planuje trzymać się Niego (miejscowy więc zna dobrze trasę) ale ponosi mnie i wyprzedzam i niedługo potem przestrzelam zakręt i tracę trochę. Gość ma niezłego pałera, mocno ciągnie na prostej i nie jestem w stanie już Go dojść.
Za mną mistrz kategorii M5
W drugiej części trasy zaczyna się odzywać kostka. Na gładkiej nawierzchni nic nie czuje, ale nierównościach szczególnie na zjeździe ból się nasila. Widzę, że stopa zaczyna puchnąć. Zostało kilkanaście km do mety, dojadę. Spore joby dostał ode mnie końcowy fragment po byłym nasypie kolejowym, niby wiedziałem po zeszłym roku, że nieźle tam trzęsie, ale przejazdu z bolącą stopą nikomu nie życzę.
Tu widać gulę na nodze
Na wale przeciwpowodziowym wyprzedzam jeszcze jednego pewnie mocno zmarnowanego upałem zawodnika i meta.
Trasa niezbyt trudna, dużo asfaltów ale cóż zrobić, pewnie miejscowe samorządy dostały trochę kasy z Unii i asfaltują co się da, niedługo zapewne pod sam krzyż na Liwoczu będzie można dojechać asfaltem. Ciekawsze fragmenty to Liwocz i tereny za nim. Organizacyjnie maraton na niezłym poziomie, żarełko dobre i całkiem sporo. Minus to znowu trochę za długo ciągnąca się dekoracja i tombola.
Na wywieszonych przez organizatorów wynikach jestem 6 w kategorii czyli na szerokim pudle. Czekam na dekoracje, wywołują kogoś innego. Okazało się, że wyniki były nieoficjalne i nie uwzględniały wszystkich zawodników. No cóż już miałem chrapkę na dyplom :)
Czas 2,58,38
Miejsce Open 30 na 157 (pkt 321)
Miejsce M3 7 na 54 (pkt 331)
Po dojeździe do domu i obejrzeniu meczu o wszystko widzę, że kostka coraz większa i zaczyna nabierać kolorów. Jadę na pogotowie, diagnoza: skręcenie z krwiakiem stawu skokowego. No cóż na jakiś czas trzeba o rowerze zapomnieć.
Kategoria Wyścigi