Cyklokarpaty Strzyżów
-
DST
56.85km
-
Teren
45.00km
-
Czas
03:31
-
VAVG
16.17km/h
-
VMAX
77.70km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
HRmax
193(100%)
-
HRavg
169( 88%)
-
Kalorie 2511kcal
-
Podjazdy
1800m
-
Sprzęt Author Instinct
-
Aktywność Jazda na rowerze
Strzyżów to mój pierwszy start w Cyklokarpatach, było wtedy błotniście, jechałem długo, miejsce zająłem odległe, ale mimo wszystko złapałem bakcyla i zacząłem regularnie startować w maratonach. Pogoda w ostatnim czasie nie zachęcała do jazdy, wiedziałem, że będzie błoto, moja technika jazdy przez te 2 lata wiele się nie poprawiła, a umiejętności jazdy po błocie mam znikome, ale tego maratonu nie mogłem sobie odpuścić. Tak jak zazwyczaj przed startem, nie wiedzieć w sumie czemu, nie przeprowadzam w zasadzie rozgrzewki, na szczęście jest ciepło. Pierwsze kilometry, podjazd asfaltem a potem szutrem jadę dość wysoko. Po podjeździe następuje błotnisty zjazd, pierwsza większa kałuża i w niej leżę, potem zdarza się to jeszcze trzy czy cztery razy, straciłem rachubę, wszystko to przez uślizgi przedniego koła na szczęście na niewielkiej prędkości w miękkie i bez konsekwencji. Nobby Nic na przodzie jak był nowy trzymał całkiem nieźle, jednak w miarę coraz większej ilości przejechanych kilometrów, i coraz mniejszego bieżnika sprawuje się kiepsko, czas zainwestować w coś nowego. Zjeżdżam bardzo ostrożnie, tracę kilka pozycji. Trochę podjazdu i mega szybki asfaltowy zjazd gdzie błoto z zapchanych opon wali mnie po twarzy. Przejeżdżamy polami do Oparówki i potem wjazd a momentami mozolna wspinaczka na Biesiadę. Wprawdzie tam nie biesiaduję ale na zjeździe znowu jest ślisko i błotniście i znowu leżę, czuję ból w nodze o dziwo nie tej, na którą upadłem, trochę rozmasowuję, powoli ustępuje. Znowu kilka pozycji w plecy, po zawodnikach, z którymi jadę widzę, że jestem niżej niż zazwyczaj. Po szutrowym podjeździe wjeżdżamy na Herby, tu podobnie zresztą jak na całym paśmie szczytowym, którym wiedzie niebieski szlak jest sucho i jazda w końcu sprawia dużą frajdę, odrabiam część strat. Gorzej jest na zjazdach, ten z Herbów to istna męka, nie zjeżdżam tylko w zasadzie staczam się podpierając co chwila nogą, walcząc o utrzymanie się na rowerze w głębokim błocie i koleinach. Na dole bramka kontrolna, jak się potem okazało byłem 44 i powrót na górę równoległym do poprzedniego błotnistego zjazdu wąwozem, gdzie jest stromo, ślisko, nierówno i momentami ciężko było pchać, bo o jeździe nie było mowy. Nie rozumiem dlaczego trasa nie biegła jak w tamtym roku, doszłoby kilka km więcej ale przynajmniej dałoby się jechać. Koniec tej męki i znów wyjeżdżamy na pasmo szczytowe, jedzie mi się świetnie, odrabiam trochę strat, mimo że niektóre podjazdy są dość strome udaje się z jednym wyjątkiem wszystko podjechać i wyprzedzić kilku pchających. W pewnym momencie na zjeździe ktoś mnie wyprzedza jadąc prawie po krzakach, mijając mnie o kilka milimetrów, no tak Kamikadz. Mijamy tak się ze 3 razy, odjeżdżam mu na podjeździe po 3 bufecie. Skończyły się już techniczne i błotniste zjazdy, ostatnie 20 km do mety jedzie się głównie szutrem, trochę asfaltem. Mocno pracuję na podjazdach, doganiam kilka, może kilkanaście osób. Na szutrówce za Węglówką widać, że niektórzy przesadzili na początku i jadą ostatkiem sił. Ktoś mnie prosi o magnez, młody zawodnik z Essentii o coś do jedzenia, mówi, że nie na już sił jechać. Na ostatnim krótkim acz stromym podjeździe dochodzę dębiczanina, który objechał mnie w Wojniczu niedaleko przed metą, sam stwierdza, że tym razem ja wygram. Jedziemy razem, kilkaset metrów przed metą na betonowych płytach przyciskam mocniej, chyba nie blefował i rzeczywiście nie miał już sił, bo łatwo odjeżdżam. Dojeżdżam na 25 pozycji open więc w drugiej części trasy odrabiam 19 miejsc, nawet nie zauważyłem kiedy tylu ludzi minąłem. W sumie jestem zadowolony bo jestem kilkanaście pozycji wyżej niż rok temu.
Kilka znalezionych fotek:
Na pierwszym podjeździe jeszcze wszyscy czyści
Ze skałkami na Herbach w tle
Tu też
Tu już wszystko brudne i oblepione błotem.
Organizacja jak zwykle w Strzyżowie bez zarzutu. Szczególnie należy pochwalić obsługę bufetów: było wszystko co można sobie życzyć: banany, pomarańcze, ciastka, izotonik, a do tego smarowanie łańcucha, obsługa szybka i sprawna, no ale byli tam ludzie, którzy sami jeżdżą więc wiedzą o co chodzi. Na mecie też wszystkiego pod dostatkiem, posiłek regeneracyjny smaczny i w porcji odpowiedniej dla wygłodniałych kolarzy, dekoracja sprawna i bez zbędnych opóźnień.
Czas 03:31:51 strata do zwycięzcy 00:32:47.623
Miejsce Open 25 na 178 (338.0850 pkt)
Miejsce M3 5 na 59 (338.0850pkt)
Kategoria Wyścigi, [50-100]
komentarze